Soc Hauz

Budynek mieszkalny Soc Hauz | Soc Hauz  - a detached house

 Lokalizacja: Polska, Europa, Świat...
Inwestor: prywatny
Projekt: 2010
 

Odwieczną, naturalną cechą każdego człowieka na Ziemi jest ruch. W szerszym zakresie  nomadyzm, czyli nieustanne przemieszczanie się w poszukiwaniu pastwisk, a ogólniej środków do życia,  to tryb  funkcjonowania wpisany w historię niemal wszystkich kultur. Końcówka XX-tego wieku i początek nowego tysiąclecia uwypukla jeszcze jeden rys (dotyczący głównie człowieka Zachodu): „dojmujące poczucie ciasnoty” jak to nazywa Zygmunt Bauman, ucieczkę od cywilizacji, ucieczkę z miast, ucieczkę od postindustrialnego zgiełku, co ma swoje podłoże i dobry opis w ruchach hippisowskich, New Age i rewolucji ekologicznej. Jeśli do tego dołożyć upowszechnienie globalnej turystyki, dobrobyt Północy i wszelkie ułatwienia wynikające z dostępności środków komunikacyjnych i zacieraniu państwowych granic, wreszcie, co może i najistotniejsze, upadek idei, wierzeń – otrzymujemy obraz świata, który zatoczył koło historii. Człowiek, jak przed tysiącami lat przed utworzeniem najpierw rodów, później państw, znów jest/może być wolny! Sensem jego życia, najbardziej podstawowym, atawistycznym, znów jest ruch i radość wynikająca z przemieszczania się, podróżowania. I dziś nie robi tego w poszukiwaniu pożywienia. Robi to, bo tak chce. Współczesny świat dzięki zdobyczom technologicznym, komputeryzacji, robotyzacji, internetowi umożliwia nam z jednej strony możliwość pracowania gdziekolwiek, ale z drugiej, wraz z postępem automatyzacji, ogranicza możliwość pracy. Być może, jak złowieszczą niektórzy futuryści i analitycy, nawet jej zanik.

Z tych rozważań i zamówienia grupy znajomych na wspólnie użytkowany domek w górach zrodziła się idea Domu Przechodniego. Sama nazwa „dom” w tym kontekście nie jest oczywiście nazwą odpowiednią, bo ta z reguły zarezerwowana jest dla gniazda, korzenia, na którym przez lata buduje się rodzinę. Dzisiejsze tendencje społeczne (migracje, nomadyzm, turystyka, życie w pojedynkę) uprawniają do dobrania zupełnie nowej nazwy dla starego, dobrego „domu”. Dla niniejszego manifestu roboczo można więc przyjąć SocHauz, choć wydaje się, że tym obowiązkiem należałoby obarczyć jak zwykle za wolno reagujących na społeczne przemiany lingwistów.

SocHauz zainspirowany jest wprost skandynawską hytte, czyli schronieniem dla turystów podróżujących po bezdrożach, pustkowiach w terenie trudno dostępnym o długotrwałych, niełatwych warunkach klimatycznych. Mini schronisko stanowi więc obiekt dla podróżników, migrantów, współczesnych nomadów, w którym można spędzić zarówno jedną noc, jak i trzy miesiące. Powierzchnia mieszkalna dla 4-6 osób jest doprowadzona do niezbędnego minimum: strefy codziennej, strefy pracy i strefy spania, przy czym wszystkie łączą się ze sobą , ponieważ, poza łazienką, z zasady zrezygnowano z wszelkich ścian działowych. Choć może się to wydawać kontrowersyjne - modną intymność zastąpiono integracją, a silniej: demokratyzacją przestrzeni w swoistym hołdzie złożonym starym, prostym wiejskim,  jednoprzestrzennym domom sprzed setek lat. Stąd nieprzypadkowy przedrostek „Soc”, odnoszący się do wspólnoty. Także i dlatego, że jest i nie jest zarazem jej własnością. Przykładowo: góralski szałas służy dobrze wszystkim, którzy w danym momencie go potrzebują. Podobnie tu: jedynym warunkiem, zasadą użytkowania, jak w skandynawskiej hytte, jest pozostawienie po sobie należytego porządku. SocHauz nie ma więc gospodarza jako takiego. Gospodarzem są wszyscy, których łączy wspólny tryb życia i wspólna idea nieustannego przemieszczania się, podróżowania poza czasem i poza zurbanizowaną strukturą. To oni go wznoszą, by służył im i innym. Moc równouprawnionej wspólnoty czerpie z doświadczeń dzisiejszych społecznościowych portali (w tym sensie niemal komunistycznych) w rodzaju Facebooka czy Twittera i wielu innych, które dobitnie pokazują, że wspólnymi siłami można dziś rzeczywiście coś budować. Jak pokazuje wiele przykładów nie tylko w przestrzeni wirtualnej.

Niewielka, ale kompaktowa powierzchnia obiektu zapewnia odpowiednie warunki do krótkotrwałego pobytu. I nic ponadto. Właściwym „pokojem”, strefą aktywności ma być bowiem Zewnątrz: otoczenie, przyroda, czyli miejsce, które nieustannie skłania i zmusza człowieka do wysiłku, do ruchu. To oczywiście nic nowego, podobnie przecież działa masa domków turystycznych. To, co SocHauz wyróżnia, to jego zdecydowana deklaracja wobec krajobrazu i manifestacja wyżej opisanego trybu życia. Ten manifest wspomaga też skala obiektu: o ile nie zajmuje on dużej powierzchni (535 x 700 cm w obrysie zewnętrznym), to jego wysokość sięga 800 cm. Na trzech przenikających się poziomach (platformach) rozłożone są wspomniane strefy: najniżej codzienna, powyżej strefa pracy, najwyżej strefa spania. Prosta kubiczna, prostopadłościenna bryła wykonana jest, nie licząc żelbetowego cokołu, w całości z drewna oraz recyklingowego poliwęglanu wielokomorowego, będącego jednocześnie kolorową  zewnętrzną powłoką. Jej podświetlenie sprawia, że otrzymujemy efekt wyrazistego lampionu nawiązującego do powszechnego w Skandynawii obyczaju podświetlania okna. Różne kolory fasad: niebieski, zielony, pomarańczowy czy fioletowy to także przyjazne znaki na pustkowiu, latarnie przywołujące zbłąkanych, idących w zamieci podróżników i turystów.

Infrastruktura spełnia wymogi stawiane architekturze ekologicznej  i energooszczędnej. Odpowiednie poszycie termiczne, własne ujęcie wody, biologiczna oczyszczalnia ścieków (o ile podłoże to umożliwia), rekuperacja, kominek, baterie fotowoltaiczne i pompa ciepła - zapewniają całkowita niezależność i samowystarczalność. I tu historia zatacza koło: dzisiejsze technologie pomagają uczynić nas wolnymi zarówno od sieciowych megakorporacji, partii, miast, struktur, jak i od wszelkich cywilizacyjnych strachów.

SocHauz albo Dom Przechodni jest więc wymarzonym przystankiem dla wszystkich miłośników - jakkolwiek nieznośnie ironicznie to zabrzmi - utopijnej anarchii, ekologicznych ewangelików, socjalistów, alterglobalistów, komunistów marzących o nowym, wspaniałym świecie. Współczesnych romantycznych nomadów. Bo w istocie nic nie czyni nas bardziej równymi niż wspólna podróż ;-)

Tak więc, parafrazując słowa starego klasyka Jack’a London’a, Go North Young Man!